Uwierzyć w Ewangelię.
Piękna Ewangelia tej niedzieli, choć tak zdawkowa. O Jezusie kuszonym na pustyni przez diabła, przebywającym wśród zwierząt i z usługującymi Mu Aniołami… To jak w Edenie, prawda? Tyle że Jezus oparł się diabelskiej pokusie. Opierał się jej zresztą aż do śmierci. I tak swoim posłuszeństwem wobec Boga zmazał nieposłuszeństwo praojca Adama…. Jeśli my ufając Chrystusowi oprzemy się szatańskim pokusom, czeka nas Nowy Eden, niebo…
Ale jest jeszcze to wezwanie Jezusa: nawracajcie się, wierzcie w Ewangelię. Czyli w Dobrą Nowinę. Słysząc „nawróć się” myślę o odwróceniu się od grzechów. Ale gdy czytam dziś te słowa Jezusa, o nawróceniu i uwierzeniu Ewangelii w tej właśnie kolejności, zastanawiam się, czy nie chodzi w pierwszym rzędzie o porzucenie religijności faryzeuszów, uczonych w Piśmie, zwolenników Heroda, faryzeuszów i innych, a odkrycie nadziei, którą przynosi Jezus? Nawróćcie się na Ewangelię – zda się mówić Jezus. No tak: przecież „metanoia”, greckie słowo, które tłumaczymy na polski jako „nawrócenie” to „zmiana sposobu myślenia”. Nawrócenie w tym właśnie sensie.
Pewnie i dziś bardziej niż o jakąś samotresurę odwracania się od słabości grzechu chodzi o otwarcie się na Dobrą Nowinę. Takie szczere, prawdziwe. Nie odmierzające na ile mogę sobie pozwolić, by jeszcze nie zgrzeszyć albo by grzech nie był zbyt wielki, ale ochoczo otwierające się na ideały Bożego królestwa, szukające tego co dobre… A uwierzenie Ewangelii – nie tylko trwanie w jakieś religijnej tradycji – jest dla stylu życia jak przerzucenie zwrotnicy: po jej minięciu nie jedzie się już starym torem.
Rachunek sumienia
Boże prawo jest dla mnie ciężarem czy radością?
Na ile cieszy mnie dziś Dobra Nowina, a na ile na nią zobojętniałem? Z jakich powodów?