
Niedziela Palmowa 2025
„Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem” – słyszę w pierwszym czytaniu proroctwo o męce Chrystusa. Potem w drugim, w hymnie o Jego uniżeniu, że nie skorzystał On ze sposobności, by być na równi być z Bogiem, ale przyjął postać sługi. I był posłuszny Ojcu aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Nie umyka mi, że Bóg za to Go wywyższył – przez zmartwychwstanie – i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na Jego imię zgięło się każde kolano. Każde: czyli każdego człowieka, zarówno świętego jak i grzesznego i wszelkich istot duchowych, zarówno aniołów jak i demonów.... Tak, On mimo że został zabity, dziś jest Panem.
A w długiej Ewangelii tej niedzieli słyszę, jak Go ludzie potraktowali. W ich podłości czytam podłości ludzi współczesnych, gotowych dla swoich spraw, albo i tylko dla hecy, drugiego człowieka upodlić i wdeptać w ziemię...
Kim w tej historii jestem ja? Uczniem, którego zabrakło pod krzyżem? Płaczącą nad losem Jezusa niewiastą? Umywającym ręce Piłatem? Skruszonym łotrem? Bo raczej chyba nie oskarżycielem....
Napisał Ewangelista Łukasz, że kiedy Jezus został już przybity do krzyża, a przywódcy Izraela szydzili z niego, zgromadzony na miejscu kaźni tłum „stał i patrzył”. Ciesząc się widowiskiem? Współczując skazanym i Skazanemu? Tego Łukasz nie wyjaśnił. Tylko że „stał i patrzył”. A ja? Jak patrzę na krzyż Chrystusa?
Dziś w naszej parafii uczciliśmy wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy świecąc gałązki palmowe na każdej Mszy Świętej. Przed godziną 11.00 zgromadziliśmy się obok szkoły, aby stamtąd w towarzystwie kucyka, Capelli Canta Brass, Scholi Miriam oraz przedstawicieli poszczególnych wiosek z przepięknymi, bardzo wysokimi palmami, wejść w procesji do naszej świątyni. Była to wielka manifestacja naszej wiary i zarazem uroczyste rozpoczęcie Wielkiego Tygodnia.